2013/09/23

Rozdział 1 Zebranie Śmierciożerców


Rozdział I  Zebranie Śmierciożerców
-Draco, zabierz mnie ze sobą-błagałem przyjaciela.
-Ale Harry to niebezpieczne.Tam nie pijemy herbatki, a Czarny Pan nie częstuje nas cytrynowymi dropsami-próbował przekonać mnie Smok.
-Draco, Voldemort nic mi nie zrobi.Chce zemścić się na mojej rodzince, przecież wiesz. Nie przyjmuję odmowy. Idę i koniec-spojrzałem na zegar w naszym dormitorium.-Chodźmy już bo Voldi się wkurzy.-dodałem i teleportowałem się z Draco do Czarnego Dworu. Wylądowaliśmy w jakimś holu. Było tam tak zimno, że aż zadrżałem z zimna. Przeważały w nim kolory czerni, srebra i zieleni. Mógłbym się przyzwyczaić. Z  uśmiechem wtargnąłem do sali, w korej powinno być teraz zebranie. Oj, Voldemorta jeszcze nie było, szkoda.Rozsiadłem się w jego tronie, który nawiasem był strasznie twardy. Ponoć jest taki potężny, a wygodnego tronu to już nie może sobie załatwić...!
-Ty gówniażu nie powinnieneś tam siedzieć!-krzyczała jak opętana Bellatriks. Już chciała we mnie rzucić jakąś klątwę ale ja byłem szybszy. Magią bezróżdżkową odebrałem jej różdżkę i wysyczałem wściekły.
-Nie. Rób. Tak. Nigdy. Więcej. Nie wybaczyłem ci jeszcze tego, że prawie zabiłaś mojego ojca chrzestnego-przerażona usiadła na swoim miejscu. Uśmiechnąłem się z wyższością. -Ha jestem lepszy niż Voldemort-nagle zobaczyłem bladą twarz Draco.Wpatrywał się w coś za mną. Powoli odwróciłem się w tamtym kierunku. Przedemną stał przystojny siedemnastolatek. Kogoś mi on przypomina...
-Nie sądze-powiedział wyżej wymieniony chłopak. Przecież to był Voldemort!
-Aaa!!!-krzyczałem jak głupi. Widziałem ten jego uśmiech satysfakcji.-Ty...ty masz nos i włosy, i nie jesteś już zmutowaną jaszczórką-mówiłem powoli.Wściekł się.
-Kim jesteś i jak śmiesz siadać na moim miejscu?!-odparł chłodno. Uśmechnąłem się.
-Właśnie miałe o tym z tobą porozmawiać. Masz strasznie twardy ten tron. Siedziałem na nim chwile i już mnie plecy bolą.No ja sie nie dziwię, że ty zawsze taki wkurzony chodzisz-marudziłem.Chyba jeszcze bardziej się wściekł, jeśli w ogóle to możliwe.-A tak pozatym jestem Harry Potter, brat tego idioty, który nie jest Chłopcem-Który-Przeżył.
-Jak to?-zapytał Voldi.-Mogę cię teraz zabić-powiedział zamyślony.
-Mógłbyś.Ale tylko ja znam całą prawdę-powiedziałem poważnie.
-Wszyscy wynocha-rozkazał.-A ty, mów co wiesz albo inaczej to rozegram-powiedział do mnie.Zaśmiałem się chłodno i usiadłem na stole.
-Nie możesz mi nic zrobić...-popatrzył na mnie zaintrygowany.
-Jesteś pierwszym, który ośmielił mi się przecistawić. Każdy inny mógłby teraz juz nie żyć-powiedział chłodno.
-No właśnie. Ja nie mogę umrzeć, jeszcze nie teraz-powiedziałem cicho.-No ale przejdźmy do rzeczy. Porozmawiajmy w jakimś ciepłym miejscu, OK?-zapytałem z uśmiechem.-    Może w twojej sypialni?-mrugnąłem do niego zawiadacko.
-Już chcesz mi do łóżka wskoczyć?!-zapytał Voldi.
-Może...Przecież wygladasz teraz o wiele lepiej niż wcześniej. W ogóle dlaczego wybrałeś postać zmutowanej jaszczurki?!-zapytałem w drodze do jego gabinetu.
-To była postać węża-warknał.
Znależliśmy się w jego wielkim gabinecie.Widać, że był w Slyrherinie.
-No, nawet ładnie sie urządziłeś-pochwaliłem go i usiadałem w fotelu.
-A teraz mów co wiesz-rozkazał Volodi.
-Spokojnie, bo ci jeszcze zmarszczki wyjdą.Dobra przepraszam.A więc zacznę od początku...
Jak dobrze wiesz jestem bratem  Evansa. Gdy mieliśmy rok, wtedy ty przyszłeś zabić Evansa, bo ponoć to o nim mówiła przepowiednia. Ale to nieprawda. Ja w tedy odbiłem twoją Avadę i ty ponoć zginąłeś. To także kłamstwo, ale po części. Wtedy jak chciałeś zabić mojego cholernego  braciszka roztrzepiłeś po raz ósmy swoją duszę. Twój ósmy horkruks to Evan. Dlatego ma tą bliznę i umie po części mowę węży. Przepowiednie, którą Dumbledore wygłosił rok temu jest fałszywa. Odnalazłem tą prawdziwą. Mówi ona, że prwdziwy Wybraniec połączy siły z Czarnym Panem i razem będą oni rządzić światem-zakończyłem, a w myślach dodałem "A gdy Wybraniec spełni swe przeznaczenie, w końcu umrze".
Voldemort siedział nieruchomy.
-Dlaczego mi to mówisz.Przecież twój brat... ja go chciałem tyle razy zabić-powiedział szeptem.
-Chcę się zemścić.Moja rodzina widzi tylko jego, bo jest ich zdaniem tym Wybrańcem.Nie chce im popsuć tej wizji, a w ogóle oni i tak by mi nie uwierzyli.A właśnie.Lepiej zbierz wszystkie swoje horkruksy.Po pierwsze są w niebezpieczeństwie, a po drugie musimy złożyć twoją duszę.-powiedziałem i już chciałem wychodzić ale poczułem rękę na moim ramieniu.Dreszcze przeszły mi po kręgosłupie.Voldi szybko zdją dłoń.
-Dlaczego mamy ją złożyć?!-zapytał zdziwiony
-Będziesz potężniejszy.Będziemy tak samo potężni.Zostawimy tylko Naginii i mojego braciszka-uśmiechnąłem się złośliwie.-Dlaczego ty się nigdy nie uśmiechasz?!-zapytałem znienacka.
-Jestem Czarnym Panem, ja się nie uśmiecham-zaznaczył. Nie bacząc na niebezpieczeństwo podszedłem do niego, złapałem za policzki i pociągłem do góry. Wyszedł piękny uśmiech, no może nie aż tak piękny jak u mnie, ale jest. Złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany.
-Byłbyś już martwy-szepnął zły. Przybliżyłem się do niego, tak że jeszcze trochę, a bym go pocałował.
-No to dawaj-prowokowałem go.Pocałowałem go w usta i od razu teleportowałem się.Zdąrzyłem zobaczyć tylko jego zdezorientowanie na twarzy.

1 komentarz:

  1. Początek jak dla mnie jest świetny. To opowiadanie jest w typie takiego zabawnego. Dziwie się, że nie ma tu jeszcze żadnego komentarza. Osobiście uważam że zapowiada się nieźle, choć jakiś tam błędów nie brakuje. Ale ja nigdy nie zwracam na takie coś większej uwagi. Idę czytać 2 rozdział ;-)
    Życzę powodzenia i WENY !!!

    OdpowiedzUsuń